Kraj: Korea Południowa
Gatunek: Komedia romantyczna, fantasy, psychologiczny, medyczny
Czas trwania: 20 odcinków po około godzinę
Z powodu traumy przeżytej w dzieciństwie, Cha Do Hyeon, spadkobierca znanej rodzinnej firmy, cierpi na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości i zmaga się z istnieniem sześciu innych osobowości. Próbuje odzyskać kontrolę nad swoim życiem, zatrudniając Oh Ri Jin jako swojego sekretnego psychiatrę. Czy naukowe zainteresowanie z czasem zmieni się w miłość?
Zwiastun:
Luźna recenzja własna
Recenzja może zawierać spojlery, więc proszę o niepisanie w komentarzach typu „Chciałam/Chciałem ją obejrzeć, a ty mi to wszystko zniszczyłaś”. Zostaną one przeze mnie zignorowane. Recenzja może się dla niektórych okazać za długa. Dziękuję za uwagę.
Jestem osobą, która na swoim koncie ma bardzo dużą ilość obejrzanych dram, przez to mało co zapada mi w pamięć. Jednak Kill Me, Heal Me ma w sobie jakiś czar. Podoba mi się, w jaki sposób zostało pokazane radzenie sobie z osobowością wieloraką, jak to wpływa na życie i bliskich. Nie zostało to pokazane w niemiły sposób, a temat nie został w żaden sposób wyśmiany.
Już w pierwszym odcinku pokochałam Ji Sunga w roli jednej z osobowości Cha Do Hyona, Shin Se Giego. Pomimo bycia typowym bad boyem, Se Gi odgrywa rolę jakby ochroniarza – broni Do Hyeona i inne osobowości od złych wspomnień, co mi się naprawdę spodobało. W większości dram bad boye stają się milsi dopiero po spotkaniu głównej bohaterki i dla niej chcą się zmienić. Tutaj od samego początku widać, że Se Giemu bardzo zależy na Oh Ri Jin (głównej bohaterce). Nawet jak ponownie oglądam tę dramę, to jego słowa: „Zapamiętaj. Siódmy stycznia 2015 roku, dokładnie o 10:00 wieczorem. Moment, w którym się w tobie zakochałem” zawsze przyprawiają mnie o uśmiech na twarzy. Warto też dodać, że Ri Jin jest pierwszą miłością Se Giego, co dodaje temu jeszcze więcej uroku. Do tego sam Se Gi trochę nienawidzi Do Hyeona, co czyni sytuację jeszcze bardziej skomplikowaną. Często przy Ri Jin zachowuje się jak dziecko, które po raz pierwszy musi sobie z czymś samo poradzić oraz wścieka się, gdy mu to nie wychodzi. Druga osobowość (niekoniecznie w kolejności lub wieku) Do Hyeona to Yoona, typowa fangirl, nastolatka, która jak widzi przystojnego oppę, to od razu do niego leci. Czasem jest męcząca (o czym może też powiedzieć Ri Jin). Nic prawie do fabuły nie wnosi prócz tego, że istnieje i ma tendencję do wkurzania Ri Jin oraz biegania za Ri Onem (bratem bliźniakiem Ri Jin). Następny jest Perry Park (według mnie: król), mistrz od bomb i typowy ahjussi. Rozbraja mnie jego akcent, który według niektórych stron jest dialektem Jeolla. Dalej mamy Yo Seoba, który jest dla mnie kimś, kogo trzeba bronić za wszelką cenę i od kogo wziął się tytuł dramy. Ogólnie ta scena z Kill Me Heal Me też była urocza. On ogólnie jest taki… Dobrze. Zostawmy to. Nana to skarb, który trzeba w domu przetrzymywać, a Mr. X jest w moim odczuciu idealnym rodzicem. Ale wróćmy do Cha Do Hyeona i genialnego Ji Sunga! Sam Do Hyeon jest dla mnie czasem irytujący.
Choć sama nie mam pojęcia, jak to jest mieć kilka osobowości, to jednak wiem, dlaczego on taki jest. Przez całą dramę przeszedł bardzo długą drogę, by się w końcu zaakceptować takim, jakim jest, co, według mnie, daje bardzo dobry przykład widzom. Do tego trzeba pochwalić Ji Sunga za odwalenie tak dobrej i trudnej roboty, jaką były role w tej dramie. Co do głównej bohaterki… Ri Jin jest… Dobrze, będę szczera. Nie lubię Hwang Jung Eum, ale muszę przyznać, że też się postarała. Ri Jin może się wydawać czasem płytka (przynajmniej dla mnie), ale jej interakcje z poszczególnymi osobowościami to czasem kopalnia złota, jeżeli chodzi oczywiście o wywołanie uśmiechu na twarzy widza. Jest też kompetentnym psychiatrą, co szczególnie widać, jak zachowuje się przy Se Gi i Yo Seobie. Jej relacje z Ri Onem mnie rozbrajają na dwa różne sposoby. Z jednej strony zalewasz się łzami przez emocjonalną scenę, a zaraz potem kontynuujesz płacz, widząc „Zespół R” z Pokemonów, odgrywany przez postacie z dramy. Mam jednak mieszane uczucia co do sposobu, w jaki na początku próbowała powiedzieć, że kocha Do Hyeona, a nie Se Giego. To kompletnie złamało moje serduszko, płakałam za pierwszym razem.
Oczywiście nie można zapomnieć o OST Auditory Hallucination w wykonaniu Jang Jae In z NaShow! Ta piosenka od 3 lat utrzymuje się na mojej liście ulubionych OST, zaraz za nią jest My Romeo Jessi z Cinderella And Four Knights. Kończąc, jest to naprawdę dobra drama dla osób lubiących komedie romantyczne, fantasy się tam nie doszukałam; może doprowadzić do niekontrolowanych łez. Oczywiście, jak każda drama, nie jest idealna, ale pamięć mam zbyt słabą, by cokolwiek wypisać…
A nie! Ekhem… Nachalność Yoony i Se Giego, do tego ilość eyelinera na jego oczach, czasem mam ochotę schować się do szafy, byleby nie słyszeć niektórych tekstów… Do tego jest zbyt mało Yo Seoba, Jung Eum w kitkach wygląda okropnie. Ri On też mi do gustu nie podpadł, gdyż z początku wmawiają, że jest bratem bliźniakiem Ri Jin, a później się chyba okazuje, że któreś z ich było adoptowane, więc Ri On miał „wytłumaczenie” jeżeli chodzi o jego miłość względem Ri Jin.
Ta recenzja wydaje mi się zbyt długa; zatem kończę swój wywód i życzę miłego oglądania.
OST:
Dramę można obejrzeć na dramaqueen.pl
Podsumowując: No, jednorożce to to nie są, ale jest to na 1000000% lepsze od Diabolik Lovers.
Ocena: 7/10
Zdrówka życzy,
Uma
Edytor: Royze